Mama
Jest tą, która od pierwszych chwil życia przytula, patrzy głęboko w maleńkie oczy swojego dziecka i pełna szczęścia mówi: „Zawsze będę się o Ciebie troszczyć”. Mama kocha bezwarunkowo, a dziecko ufa bezgranicznie. Dziecko rozpoznaje matkę po zapachu, dotyku i barwie głosu. Matka karmiąc piersią daje dziecku poczucie ciągłości z okresu prenatalnego, tworzy głęboką więź i jednocześnie rozpoczyna proces wychowawczy. Wszystkimi czynnościami pielęgnacyjnymi przepełnionymi czułym dotykiem, bliską obecnością, buduje u dziecka poczucie akceptacji i bezpieczeństwa. Mama reagując na zasygnalizowane płaczem ból, głód, zimno sprawia, że dziecko wie, że uczucie dyskomfortu może zniknąć. Ucząc dziecko prostych czynności oraz kontroli potrzeb fizjologicznych, przygotowuje dziecko do dalszego rozwoju. Dziecko czuje się bezpiecznie w swoim ciele, w przyszłości będzie umiało kontrolować i zaspokajać swoje potrzeby w szerszym już rozumieniu. Obecność mamy sprawia, że dziecko jest ciekawe świata zewnętrznego. Mama jest tęczą uczuć, jej emocje są widoczne i rozpoznawalne. Jeśli pojawi się jakieś zagrożenie z zewnątrz zaciekle będzie przed nim chronić swoje dzieci.
Tata
Tata wprowadza dziecko, przygotowane przez mamę, w świat zewnętrzny. Otwiera okno i wpuszcza chłodne powietrze. Uczy jak radzić sobie z zagrożeniem. Już od wczesnych chwil, choćby poprzez podrzucanie do góry, zabawy na dywanie, stawia wyzwania. Poprzez te wyzwania tata pokazuje dziecku, że świat zewnętrzny różni się od tego całkowicie bezpiecznego domowego, że jest ciekawy ale też pełen trudności, wymaga waleczności, wytrwałości, że można w nim ponieść porażkę i czymś się rozczarować.
Męskość taty, przejawiająca się dystansem do własnych i czyichś emocji, dystansem do różnorodnych sytuacji, nieuleganiem panice oraz umiejętnością szybkiego podejmowania decyzji, konkretnym komunikowaniem się oraz zdecydowanym wyciąganiem konsekwencji, pomaga spełnić się w roli obrońcy rodziny. To nie oznacza, że mężczyzna nie ma uczuć, ma ale bardziej ukryte.
Silny, odpowiedzialny, ciepły, zapewniający bezpieczeństwo i kierujący się w życiu jasnymi zasadami ojciec, przekazuje swym dzieciom tożsamość. Ojciec potrafiący określić kim jest, jaki jest, kim chce i kim nie chce być, ojciec akceptujący siebie samego, nie wstydzący się siebie, szanuje samego siebie, odnajduje swoje miejsce w świecie i tym samym pomaga swoim dzieciom zdefiniować się. To jest coś najcenniejszego co można dać swoim dzieciom.
Ojcowie stawiają przed dziećmi wyzwania i dopingują przy ich realizowaniu. Wołają „synu dasz radę, jesteś bardzo dzielny”. Mamy natomiast często mówią: „tylko bądź ostrożny i załóż ciepłe ubranie, nie wchodź tam, nie ubrudź się ”. I oczywiście niedopuszczalna będzie nonszalancja taty i niewłaściwe ocenienie, bądź nawet zbagatelizowanie zagrożeń. Ale też nadopiekuńcza postawa mamy, akceptująca tylko działania bez najmniejszego ryzyka, nie nauczy dziecka pokonywania trudności, którymi świat zewnętrzny jest naszpikowany. Rolą rodziców jest wspólne nauczenie dziecka mierzenia się z rzeczywistością. Miłość matki, zwłaszcza w tym najwcześniejszym okresie dzieciństwa, daje poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości oraz wiarę we własne możliwości. Z tą wiarą dziecko przygotowane przez tatę, poprzez najpierw wspólne działania, a potem powierzanie zadań do samodzielnego wykonania oraz pokazywanie i podpowiadanie jak je wykonać, wreszcie zwiększanie ilości wyzwań i ich stopnia trudności, będzie mogło opuścić rodzinne gniazdo.
Ważne by rodzice uzupełniali się swoimi działaniami. Zbyt oschły emocjonalnie tata może zburzyć poczucie bezpieczeństwa dziecka, zbudowane ciepłem i troskliwością matki, a nadmierna opiekuńczość i zbyt długie trzymanie pod skrzydłami przez matkę nie pozwoli dziecku dzielnie kroczyć obok ojca.
Niezależnie od zacierających się we współczesnym świecie dotychczasowych ról matki i ojca specyfika potrzeb dziecka nie zmienia się.
Zmieniać należy sposób okazywania uczuć i zachowania pomagające budować tożsamość dziecka w różnych etapach jego dorastania. Chłopiec na początku potrzebuje od ojca dziecięcych pieszczot, potem mocowania się i boksowania, a w końcowym etapie dojrzewania i w dorosłym życiu również, silnego ojcowskiego uścisku i poklepania po ramieniu oraz entuzjastycznego pogratulowania sukcesu. Dziewczynka potrzebuje, nie tylko wspólnych zabaw, ale zwłaszcza w późniejszym etapie, akceptacji zarówno wyglądu fizycznego jak i jej osobowości i intelektu. Dzięki tej akceptacji będzie mogła później bardziej dojrzale budować swoje relacje z mężczyznami. Jedno i drugie jako nastolatkowie potrzebują kreatywnego dialogu z rodzicami opartego na zrozumieniu. Nadal potrzebują wyznaczania granic i przestrzegania przez wszystkie strony ustalonych zasad.
Mamy swego rodzaju antropologiczny rys kobiety i mężczyzny, a także wzorzec rodziców. Wiemy jakimi chcielibyśmy być rodzicami, jakimi dobrze by było żebyśmy byli. Kobieta i mężczyzna pobierają się, lepiej lub gorzej przygotowani do małżeńskiego życia, bardziej lub mniej dojrzali do nowych ról. Planują powiększyć rodzinę. W oczekiwaniu na potomka wybierają dla niego imię, szykują pokój i zabawki, czasem już nawet projektują jego przyszłość. Pytani: „Chcielibyście żeby to była dziewczynka, czy chłopiec?”, odpowiadają: „To nie ma znaczenia, ważne by było zdrowe!”.
Zdarza się, że te marzenia nie mogą się spełnić, że życie zaskakuje. Lekarze stwierdzają od razu po porodzie lub po jakimś czasie poważną chorobę lub niepełnosprawność dziecka.
Rodzice doznają szoku. Zadają pytania: „Dlaczego, dlaczego nas to spotkało?”, „Czyja to wina?”. Targa nimi burza emocji. Żal, smutek, rozpacz, poczucie bezradności i krzywdy, płacz, krzyk, złość towarzyszą przez wiele dni.
Następnie pojawia się okres kryzysu emocjonalnego, w którym mogą zaistnieć kłótnie i konflikty między małżonkami, brak pogodzenia się z orzeczeniem lekarskim, przygnębienie. Kontakt z dzieckiem może ograniczać się tylko do czynności opiekuńczych i pielęgnacyjnych. Bliższy kontakt, okazywanie czułości i zabawa mogą sprawiać im trudność. Nie oznacza to braku miłości, to swoista tymczasowa blokada. Zdarza się, że niektórzy ojcowie opuszczają rodziny.
Kolejnym etapem jest okres pozornego przystosowania się do sytuacji. Jedni rodzice szukają najlepszych lekarzy specjalistów i metod mogących uczynić cuda, przynieść znaczące efekty, a drudzy przyjmują przekonanie, że jest tylko źle.
Ostatni etap - konstruktywnego przystosowania się do sytuacji przynosi pozytywną zmianę w nastawieniu rodziców. Rodzice godzą się z chorobą i podejmują, ze świadomością co jest realnie możliwe do osiągnięcia, działania mające na celu poprawić stan zdrowia dziecka,. Poprawiają się nastroje, pojawia się optymizm, dostrzegane i przyjmowane z uśmiechem są drobne postępy dziecka. Rodzice coraz lepiej radzą sobie z porażkami, kontakt z chorym dzieckiem zaczyna sprawiać zadowolenie i radość. Rozstali się już z wyobrażeniami o idealnym, cudownym dziecku. Mogą przystąpić do spełniania się w rodzicielstwie, przydatne zatem staną się przedstawione powyżej: rys kobiety i mężczyzny, opis ról matki i ojca. Każde małżeństwo może z tych informacji zaczerpnąć coś dla siebie i wspólnie, partnersko podjąć się wychowania swoich dzieci, zdrowych i chorych.
O mamie i tacie – rodzicach dziecka dotkniętego poważną chorobą rozmawiałam z Dorotą Kucharską, psycholożką na co dzień pracującą z dziećmi w Fundacji Pomocy Dzieciom "Kolorowy Świat" w Łodzi i z dorosłymi w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Zgierzu na Oddziałach Neurologii i Rehabilitacji Neurologicznej.
Anna Gaik: Jak wspierać mężczyzn w roli ojców chorego dziecka?
Dorota Kucharska: W taki sam jak każdego innego mężczyznę w zwyczajnej rodzinie. Każdy mężczyzna potrzebuje tego samego: akceptacji, docenienia, wysłuchania, zobaczenia, że się stara, że problemy rodziny są dla niego ważne. Ojcowie chorego dziecka potrzebują również dania im przestrzeni na swoją złość, na poczucie bezradności i krzywdy, a także na uszanowanie wszystkich uczuć pojawiających się w związku z kłopotami w rodzinie. Trzeba dać panom przestrzeń na ich własne emocje, także na miłość i radość z posiadania dziecka. Konieczna jest empatia dla taty i zdolność porozumiewania się w małżeństwie, wspieranie się nawzajem na tyle ile się da. Kobieta, jeśli zna swojego męża, wie kiedy zostawić go samego a kiedy przytulić.
Posiadanie własnej sfery, w której mężczyzna się realizuje jest bardzo istotne.
Jeśli mężczyzna ma swoje hobby może wówczas myśleć o czymś zupełnie innym, odpocząć od problemów. Zaangażowanie w pracę, odnoszone sukcesy, w pewien sposób rekompensują niesłuszne, pojawiające się czasem, poczucie porażki, czy obwinianie się.
Ponownie pojawia się konieczność spojrzenia z szerszej perspektywy, zrozumienia, dostrzeżenia, że życie ma wiele różnych wymiarów. Zarówno kobieta jak i mężczyzna pełnią różne role. Mężczyzna - męża, ojca, kolegi, szefa, podwładnego, czy syna. W każdej z nich stara się realizować na ile może. Realizowanie się na innych polach, tak jak pani mówi, jest ogromnie pomocne i wzmacniające.
Czas porozmawiać o mamach. Jakie są mamy chorych dzieci, z którymi Pani pracuje?
Mamy są dzielne, twarde, silne, świetnie dają sobie radę. Mamy w całej tej sytuacji są najbardziej niedowartościowane. Mamy są bardzo mocno odcięte od własnych emocji, a od swoich potrzeb to już w szczególności. Mamy znikają, ograniczają całe swoje życie do dziecka, a to na dłuższym dystansie nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Lubię zadawać mamom następujące pytanie: „Jak się pani dzisiaj czuje?”. Następuje konsternacja, zaczyna się proces myślowy - „Czy ja się w ogóle jakoś czuję, jeśli się czuję, to jak?”. Natomiast pytanie: „Co ostatnio zrobiła pani dla siebie miłego?” jest nadzwyczaj kłopotliwe i często pozostaje bez odpowiedzi. Mamy znikają aż do tego stopnia! Mamom koniecznie trzeba mówić, że są piękne, że mają nadludzkie siły, że to co robią dla dzieci i rodziny, to są nie lada wyczyny. Chciałabym by były bardziej doceniane w dniu codziennym.
Czy istnieją miejsca wsparcia dla mam dzieci chorych, niepełnosprawnych, miejsca ułatwiające mamom wyjście poza świat dziecka?
Istnieją przy fundacjach. Stworzenie takich grup nie jest proste. Zazwyczaj wszystko rozbija się o to, że nie ma kto w tym czasie zająć się chorym dzieckiem. Najważniejsza jest jednak na początku praca indywidualna, terapia mamy, żeby poczuła, że może gdzieś wyjść i powinna gdzieś wyjść, że jeśli pojawi się w jej życiu kawałek przestrzeni dla niej, to jej dziecko nie ucierpi na tym w żaden sposób. Najpierw musi nastąpić przekierowanie uwagi, wtedy mama da sobie radę. Mama nie koniecznie musi iść do grupy wsparcia a na basen. Może się okazać, że godzina popływania przyniesie więcej korzyści niż przebywanie w grupie wsparcia, gdzie porusza się ciągle te same tematy z codzienności.
Jak właściwie powinni zachowywać się bliscy i znajomi?
Po ludzku, tzn. na swoje własne wyczucie. Wszystko co czynimy na siłę będzie sztuczne i źle odebrane, nikt tego nie lubi. Często rodzice dzieci chorych są odtrącani przez rodziców dzieci zdrowych, bo ci są onieśmieleni i nie wiedzą jak mają rozmawiać, jak postępować. Czasem wolą udawać, że nie wiedzą jak postępować. Rodzice chorego dziecka mają ten temat przepracowany w głowie i można z nimi śmiało go poruszać. Gorsze jest dla rodziców omijanie tematu i udawanie, że nic się nie stało. To jest bardziej raniące. Choroba dziecka to kolejny wymiar życia, jego składowa a nie powód do ukrywania czegokolwiek, czy wstydu. Pozytywny odbiór ze strony społeczeństwa byłby wskazany, ponieważ rodzice szukają akceptacji, wysłuchania i poczucia, że nie są sami, także poklepania po plecach i zapewnienia, że dadzą radę. Mile widziane będą słowa: „Jak będziesz czegoś potrzebował, to daj znać.”
Najbardziej kłopotliwym uczuciem jest litość. Jest automatyczna, szczera ale bywa bolesna i niechciana.
Jeżeli jesteśmy dorosłymi i dojrzałymi ludźmi mamy świadomość, że choroba dziecka i jej konsekwencje mogą wywoływać litość. Jeśli ma się wszystko w sobie poukładane, to litość płynąca od kogoś nie zrani. Nie potrzebuję jej, ale nie mogę jej zakazać innym ludziom. Litość jest w pewien sposób adekwatną reakcją. Trzeba się liczyć z możliwością spotkania się z takim uczuciem. Nie jest ono przyjemne, nie każdy chce go doświadczać. Pamiętajmy, że tyle ile ludzi, tyle uczuć. Człowiek nie buduje swojej samooceny na bazie tego, co go spotyka na zewnątrz. Choć z tą samooceną i poczuciem własnej wartości bywa niestety różnie.
Czy ma pani jakieś „zalecenia” dla rodziców, coś co pomoże im pewniej i stabilniej poruszać się w niełatwej rzeczywistości?
To co bym chciała polecić wszystkim, których spotykam z jakimś problemem, w tym przypadku mamie, tacie, rodzeństwu chorego dziecka, to psychoterapia.
Pomoże ona łagodniej przejść przez raniący proces odbudowywania zburzonego świata. Pomoże także poukładać swoje poczucie w tej skomplikowanej rodzinnej sytuacji. Psychoterapia daje szansę na to, że świat stanie się bardziej kolorowy i mniej chwiejny.
Gdzie można skorzystać z psychoterapii, psychoterapia dla całej rodziny może być ogromnym kosztem?
W poradniach zdrowia psychicznego. Oprócz prywatnych gabinetów jest coraz więcej placówek, w których usługi są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Warto z nich korzystać mimo długiego czasu oczekiwania na wizytę. Przy wielu Niepublicznych Zakładach Opieki Zdrowotnej powstają gabinety psychiatryczne, psychoterapeutyczne i psychologiczne. Ważne by była to psychoterapia, nie pomoc psychologa, która jest bardziej zawężona.
Czy dobrym rozwiązaniem dla mam byłaby praca, nie koniecznie na cały etat, na pół etatu, na umowę o dzieło, praca zdalna przy komputerze on-line?
Kobiety, które pójdą do pracy zyskują motywacje do dbania o siebie. Wiele kobiet boi się podjąć pracę z obawy przed utratą bezpieczeństwa. To bezpieczeństwo zapewniają im stałe dofinansowania z różnych źródeł dla chorego dziecka. Pracując mogą je utracić, pracę też. Boją się podjąć ryzyko. Tu potrzeba wiele odwagi. Ponadto nie każda mama ma świadomości, że to jest niezbędne dla jej zdrowia psychicznego. Pozostaje również istotna kwestia - kto zostanie z dzieckiem? Mało osób chce wziąć odpowiedzialność za chore dziecko.
Wykwalifikowana niania kosztuje dużo. Mamy boją się też, o to, czy dziadkowie, opiekunka zajmą się dzieckiem odpowiednio dobrze, tak samo dobrze jak one same. Miewają też wyrzuty sumienia z powodu pozostawienia dziecka w domu bez ich opieki.
Każda matka ma poczucie, że to ona potrafi najlepiej zająć się swoim dzieckiem. Wśród mam, zarówno dzieci zdrowych jak i chorych, są te pozostające w domu jak najdłużej by opiekować się dzieckiem, wyjątkowo silnie przeżywające rozstanie z nim, i te potrafiące w pracy skupić się tylko na swoich zadaniach. Te ostatnie wiedzą, że praca to czas i przestrzeń na ich samorealizację.
Ponownie pojawia się pytanie: „Kto zostanie z dzieckiem?”. Rodzinie chorego dziecka potrzebne jest zatem wsparcie najbliższych – rodziny i przyjaciół. Mogliby zostać z dzieckiem choć na trochę, by rodzice wyszli razem chociaż na spacer. Jeśli dziadkowie, wujkowie, babcie, ciocie i znajomi wdrożyliby się, „przeszkolili”, oswoili swój strach, to mogliby umożliwić rodzicom wyjście na coraz dłuższy okres czasu. Jeśli z różnych względów nie mogą podjąć się opieki nad chorym dzieckiem, rozwiązaniem może okazać się składka na nianię.
Tak, ale pod warunkiem, że wykażą oni gotowość na niesienie pomocy. Zawsze wychodzę z założenia, że jeśli czegoś chcemy i czujemy gotowość, to to osiągniemy i nauczymy się wszystkiego. Jeśli pojawi się gotowość, wówczas rodzina ustali dla siebie najlepszy z możliwych plan, w którym wszyscy będą się czuli pewnie i swobodnie.
Bardzo istotna w funkcjonowaniu rodziny jest logistyka. Najczęściej ojcowie pracują a mamy przywożą dzieci do naszego ośrodka i z niego odbierają, uczestniczą w zajęciach dzieci, czekają na korytarzach gdy dzieci mają swoje zajęcia. W ten sposób tworzą swoją społeczność. Wymieniają się doświadczeniem i wiedzą. To jest taka swego rodzaju grupa wsparcia, w której gronie mogą się wygadać, która wysłucha i okaże zrozumienie. Kobiety mają oswojony świat choroby, a także łatwość pokazywania emocji. Mężczyźni natomiast samotnie niosą na swoich barkach niepokoje związane z chorobą ich dziecka, nie rozmawiają o tym w pracy. Nie mają gdzie rozładować napięcia, nie mają gdzie się podzielić swoimi przeżyciami.
Część dzieci przyjeżdża do nas spoza Łodzi. Rodzice jeżdżą też z dzieckiem na wizyty do lekarzy specjalistów. Dlatego rodzice nie mają już czasu ani możliwości uczestniczyć w zajęciach dla siebie. Ich własne zajęcia są ostatnim punktem na liście codziennych zadań.
Na co rodzice mają zwracać uwagę w swoim zachowaniu, co mogą uznać za niepokojące, wymagające zmiany?
Na swoje samopoczucie, każdy ma w sobie barometr pokazujący, że coś jest nie tak. Byłoby dobrze gdyby rodzice byli bardziej uważni na samych siebie, na swoje reakcje. Jeśli rodzić jest bardziej nerwowy, za dużo krzyczy albo dużo płacze, to przestaje reagować adekwatnie do zdarzenia, to jest sygnał do zastanowienia się nad samym sobą. Człowiek dąży do życia w równowadze, do wewnętrznego dobrostanu, do bycia samemu ze sobą w komforcie. Jeśli ten stan zaczyna się chwiać, organizm nam to prędzej czy później zakomunikuje. Skumulowane, niewyrażone emocje zawsze znajdą ujście, często psychosomatycznymi reakcjami, często niestety chorobami.
Czy po wieloletniej pracy z chorymi dziećmi jest coś szczególnego co chciałaby Pani przekazać ich rodzicom?
Żeby zawsze pamiętali, o tym że mają genialne dzieci. Każde z nich na swój sposób ma w sobie coś genialnego. Uwielbiam dzieci, z którymi pracuję. Te dzieciaki naprawdę są fajne. Mają mnóstwo dysfunkcji, niestety tak im przyszło żyć, ale mają też dużo pozytywów, wiele potrafią i na tym należy się koncentrować. Rodzice często zawężają postrzeganie swojego dziecka do braków. Notorycznie w wielu miejscach dostają informacje o dysfunkcjach ich dziecka. Nie powinni dać się wpędzić w negatywne myślenie. Uśmiech dzieci, z którymi pracuję, roztapia serca w każdym stanie: zmęczenia, niezadowolenia. Ten uśmiech to sedno całej mojej pracy, on wynagradza wszelkie trudy. Osoby dorosłe i zdrowe dzieci, nie mają tak dużej determinacji w działaniu, tak silnego nastawienia na osiągnięcie celu, co dzieci chore. Moje dzieciaki wkładają ogrom wysiłku w wykonanie zadania. Jestem pełna podziwu dla ich cierpliwości, wytrwałości i systematyczności. Te dzieci nie żalą się i nie skarżą. Dorośli niepełnosprawni mogliby uczyć się od nich jak radzić sobie z własnym stanem, jak każdego dnia wykrzesać nowe siły do walki z własną niepełnosprawnością.
Anna Gaik:
Szczególnie poruszyła mnie w wypowiedzi psycholog Doroty Kucharskiej postawa mam. To ich całkowite zniknięcie. Czy tak musi być? Czy da się coś zrobić by tak nie było? Mama nie może zniknąć, jest zbyt ważna. Jest nie tylko matką, żoną ale przede wszystkim kobietą. Jest osobą mającą swoje potrzeby, umiejętności, talenty, zainteresowania, plany i marzenia. Mamy nie narzekają, nie skarżą się, one opowiadają o swojej codzienności z dzieckiem. Nie używają określenia „poświęcenie”. Po prostu opiekują się swoim dzieckiem, wkładając w to wielki wysiłek i oddając same siebie bez reszty. I płynie miesiąc za miesiącem, rok za rokiem. Zwłaszcza na początku chore dziecko jest w centrum. Rodzice wkraczają niepewnie w świat choroby. Powoli zdobywają wiedzę i doświadczenie, i to właśnie ich pochłania. Gdy ujarzmią już chorobę i dojdą do momentu, w którym w ich postrzeganiu nie jest ona wyrokiem a elementem ich życia, zbiorem konkretnych działań, będą mogli ułożyć plan dnia, wyznaczyć priorytety i cele. Decyzja o tym jak ma funkcjonować rodzina jest jedną z ważniejszych. Warto wziąć pod uwagę wiele czynników, spojrzeć na sytuację z bardzo wielu stron, mieć odwagę zadać niewygodne pytania, poruszyć tematy najtrudniejsze, wybiec w przyszłość, napisać kilka scenariuszy, zobaczyć gdzie i jacy będziemy za te kilka, czy kilkanaście lat. Dobrze jest zajrzeć w głąb siebie i zobaczyć, który scenariusz najbardziej nam odpowiada.
Zachęcam mamy do zadbania o siebie, o swój wygląd, rozwój, kondycję fizyczną i zdrowie, do rozważenia dalszego kształcenia się, możliwości pójścia do pracy. Uśmiech mamy jest niezastąpiony. Mamo gdy wstajesz rano, a przed Tobą ogrom zadań zatrzymaj się na chwilę i zrób makijaż, załóż ładną sukienkę i zobacz w lustrze piękną kobietę. Pewna mądra matka powiedziała swej córce: „Nawet gdy jesteś sama w domu, sama z dziećmi, nie chodź ciągle w dresie. A jeśli już tak bardzo dobrze się w nim czujesz, to niech on podkreśla Twoją kobiecość”.
Co raz więcej mam stara się pogodzić opiekę nad chorym bądź niepełnosprawnym dzieckiem z pracą. Dla części mam choroba dziecka jest impulsem do zmiany zawodu, codzienne obowiązki, doświadczane problemy, konieczność poszukiwania specjalistów, sprawia, że podejmują studia podyplomowe, uczęszczają na kursy pomagające lepiej zająć się własnym, i nie tylko, dzieckiem.
Wracając do trudnych pytań i czarnych scenariuszy, to uważam, że należy je zadawać i tworzyć. Nie są one skrajnym pesymizmem a realizmem. Nie dopuszczamy do głowy pewnych myśli, żyjemy w przekonaniu „Nam to się nie przytrafi”. Niestety życie choćby poprzez ciężką chorobę, czy niepełnosprawność dziecka, pokazało już swą bolesną stronę. Życie może ponownie zaskoczyć. Wielu ludzi jest zdania, że nie można żyć próbując być przygotowanym na najczarniejsze scenariusze, że nie da się wszystkiego przewidzieć. Owszem wszystkiego się nie da. Nie wykluczone jest jednak, że mąż straci pracę lub zachoruje. Może okazać się że kwalifikacje zawodowe męża nie są już wystarczające wobec aktualnych wymagań dynamicznie zmieniającego się rynku pracy, że wykonywany dotychczas zawód nie jest już tak dobrze płatny, że konieczne będzie przekwalifikowanie się. Ktoś powie: „Nie będę się martwić na wyrost, gdy pojawi się problem wówczas będę się starać z nim uporać”. Budżet domowy oparty na jednym źródle jest dość ryzykownym rozwiązaniem. Wszystko zależy od dochodów, od tego czy jesteśmy w stanie odłożyć kwotę zabezpieczającą funkcjonowanie rodziny przez kilka miesięcy, pół roku na wypadek utraty pracy, czy nieszczęśliwego zdarzenia. Szczególnie trudny jest powrót do pracy po wielu latach. Niskie kwalifikacje, za małe doświadczenie a wiek o dekadę za duży – taka może być informacja zwrotna po złożeniu przez matkę kilkudziesięciu CV. Dlatego warto jest podczas opieki nad dzieckiem zwiększać swoje kompetencje, uczyć się języka obcego, obsługi komputera, śledzić zmiany przepisów by wiedzieć co zrobić by mieć aktualne uprawnienia wymagane w wyuczonym, wcześniej wykonywanym zawodzie. Jan Paweł II mówił o tym, że rodzicielstwo jest etapem, elementem małżeństwa. Dzieci kiedyś opuszczą rodzinny dom i założą własny, zdarza się, że opuszczą w sposób najboleśniejszy. I wówczas rodzice pogrążeni w smutku i rozpaczy będą próbowali odnaleźć się w nowej jakże dramatycznej sytuacji. Okaże się, że matka przez lata całymi dniami opiekująca się ciężko chorym dzieckiem, czuwająca nad nim w dzień i w nocy, w urzędzie pracy dostanie informację: „Nie przysługuje pani zasiłek dla bezrobotnych. Opieka nad chorym dzieckiem i wypłacany zasiłek pielęgnacyjny na dziecko, nie są pracą ani pensją, nie ma zatem podstaw prawnych by otrzymywała pani zasiłek dla bezrobotnych”. Nikt opiekując się dzieckiem nie idzie do urzędu i nie sprawdza, czy należy mu się zasiłek dla bezrobotnych po śmierci dziecka. Życie i obowiązujące przepisy są brutalne. Potrzeba nie lada siły by przez to wszystko przejść.
Do pójścia do pracy wiele kobiet zniechęca bilans finansowy. Niejednokrotnie cała pensja bądź jej znacząca część pokryje opłacenie opiekunki. Podjęcie pracy może jednak okazać się korzystne. Po pewnym czasie pensja i stanowisko będą wyższe. A wówczas choremu dziecku będzie można zapewnić wizyty u lekarzy specjalistów, rehabilitację, turnusy rehabilitacyjne w sanatoriach i sprzęt rehabilitacyjny. Zdobywanie dofinansowań dla dziecka nie jest przecież łatwe, jest wręcz drogą ciągle pod górę, to gąszcz przepisów, dokumentów i instytucji. Jak już wspominałam w rozmowie z panią psycholog, rozwiązaniem może być pół etatu, nawet praca dwa razy w tygodniu, własna działalność, albo tzw. rękodzieło. Po pierwsze to zapewni mamie kontakt z innymi ludźmi, pozwoli choć przez krótki czas skupić się na sobie, nie wypaść z orbity pędzącego świata, umożliwi realizowanie pasji. Można przecież pracować z przerwami, kilka lat przepracować, a potem zająć się domem, i znów wrócić do pracy. CV z czarną dziurą nie zrobi wrażenia na rekruterze. Jego zadaniem jest wybrać najlepszego kandydata na pracownika a nie wykazywać się empatią. Taka jest okrutna rzeczywistość. Jeśli mama po kilkunastu latach, np. po tym jak samodzielne będzie już pozostałe rodzeństwo, stwierdzi, że chce znaleźć pracę, to może się okazać, że to jest bardzo trudne zadanie. Trudniejsze niż się kiedyś wydawało. Pojawi się frustracja, niska samoocena. Zadanie samodzielnego utrzymania rodziny, praca w wymiarze kilkunastu godzin jednym ojcom będzie odpowiadać, będą w stanie ten ciężar unieść a inni nie. Dla jednych tak intensywna praca będzie odskocznią, polem rywalizacji, bieżnią dla testosteronu, dla drugich fabryką stresu w dawce wyniszczającej.
Ponownie i na zakończenie powrócę do rysu kobiety i mężczyzny, ról matki i ojca. Obecnie spotykamy się ze zwolennikami i przeciwnikami zacierania się tych ról. Część osób przywołuje miliony lat podczas których mężczyźni wyruszali na polowania i przynosili jedzenie, wracali do kobiet, które zajmowały się dziećmi, podtrzymywaniem ognia i budowaniem relacji w grupie. Rozwój cywilizacji powoli zmieniał ten układ. Część osób domaga się całkowitego zniesienia podziału tych ról, czy możliwości całkowitego ich odwrócenia. Zadam wszystkim pytanie: „Czy komplementarność i relacja partnerska w małżeństwie nie będą doskonałym rozwiązaniem?”. Jest coś typowo kobiecego i typowo męskiego, i to jest fantastyczne! Kobiety są bardzo emocjonalne. Zbytnia emocjonalność może doprowadzić do zabrnięcia głęboko w świat marzeń, tęsknot i wyobrażeń, to z kolei grozi odizolowaniem od rzeczywistości, zwłaszcza wrogiej rzeczywistości. Tu dla równowagi pojawi się mężczyzna ze swoim zdystansowaniem. Będą się uzupełniać i bronić przed przekroczeniem granic. Mężczyzna kobietę przed zatonięciem w otchłani iluzji, a kobieta mężczyznę przed spaleniem się na emocjonalnej pustyni. Mężczyzna może pokazać kobiecie coś, co jest jej bardzo potrzebne. Uczyni to dzięki swej męskości. I odwrotnie, kobieta za pomocą swej kobiecości pokaże mężczyźnie coś, co jest dla niego istotne. W układzie partnerskim słowo klucz to zrozumienie na poziomie intelektualnym i emocjonalnym. Zrozumienie poglądów, pragnień i uczuć. Mężczyzna pozbawiony empatii, odcięty od uczuć nie usłyszy kobiety. Kobieta oderwana od rzeczywistości nie usłyszy mężczyzny. Niezmiernie istotna jest chęć uczenia się siebie nawzajem, mężczyzna uczy się kobiecej wrażliwości, kobieta zaglądania w ukryte serce mężczyzny. Przejrzysta komunikacja w relacji żony i męża to skarb. Kobieta żyjąca niewypowiedzianymi oczekiwaniami, utwierdzona w przekonaniu „powinien się domyśleć” i mężczyzna reagujący tylko na przysłowiowe „kawa na ławę” i to w jednym zdaniu, dogadają się raczej za pośrednictwem adwokata.
Ze świadomością kobiecości i męskości, z jej poszanowaniem i nad nią zachwytem, z obopólnym zrozumieniem i empatią, ze sprawną komunikacją, żona i mąż jako rodzice poradzą sobie z niejednym huraganem. Partnersko, uwzględniając swoje potrzeby, predyspozycje i słabości, małżonkowie mogą podzielić się obowiązkami, umożliwić sobie nawzajem realizowanie pasji, rozwój zawodowy i duchowy, wspólnie opiekować się zdrowymi i chorymi dziećmi oraz wspólnie je wychowywać.
Jedna z mam, bardzo mądra i dzielna mama, dziecka chorującego na mózgowe porażenie dziecięce, wspierana z niegasnącą miłością i zrozumieniem przez swego męża, powiedziała mi: „Pomoc męża i rodziny pomogła mi nie oszaleć. Spotykałam się z koleżankami, chodziłam do kina i teatru, studiowałam. Z perspektywy czasu wiem, że w całej tej skomplikowanej sytuacji, w pogoni za wszystkim co najlepsze dla chorego dziecka, konsultacjami u wybitnych specjalistów, terapią i sprzętem rehabilitacyjnym, bardzo istotne jest zwykłe ze sobą bycie.”
Książki, które warto przeczytać:
Szczególne rodzicielstwo. Poradnik dla rodziców dziecka z niepełnosprawnością. Fundacja „Promyk Słońca”. Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2012
Małgorzata Karwowska: Macierzyństwo wobec dziecka niepełnosprawnego intelektualnie. Wydawnictwo Uczelniane UKW, Bydgoszcz 2007.
Stanisława Mihilewicz: Aktualne problemy wspomagania rozwoju dzieci niepełnosprawnych. Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 2000.
Irena Obuchowska: Dziecko niepełnosprawne w rodzinie. Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1999.
Dorota Kucharska - Jest psychologiem, w trakcie procesu certyfikacji do uzyskania certyfikatu psychoterapeuty, terapeutą Terapii krótkoterminowej skoncentrowanej na rozwiązaniach BSFT, praktykiem w zakresie metody "Dam Radę" oraz "Jestem z Ciebie dumny". Na co dzień pracuje z dziećmi w Fundacji Pomocy Dzieciom "Kolorowy Świat" i z dorosłymi w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Zgierzu na Oddziałach Neurologii i Rehabilitacji Neurologicznej.